IV Parada Labradorów Velvet: Relacja

Ari na kładce.
Dzień nie zapowiadał się najlepiej. Lało jak z cebra, ale to nie przeszkodziło mi wybrać się na Paradę. I muszę szczerze przyznać - nie żałuję tej decyzji...

O godzinie 10:15 znaleźliśmy się pod balonową bramą z napisem META. Niestety nie było możliwości dogodnego zaparkowania samochodu, więc zapytaliśmy o to jedną z ochroniarek. Ku naszemu zdziwieniu na pytanie o parking i upewnienie się, czy jesteśmy w dobrym miejscu, warknęła tylko: "Nie wiem! Nie ma wejścia! Tu parkingu nie ma!". Mimo jej "szczekania" i "warkotu", w moim odczuciu, nie przypominała psa... Wtedy mój tata, jak na kulturalnego człowieka przystało, powiedział: "Serdecznie dziękuję!".

 
Teren pikniku.
Parking znaleźliśmy dopiero 2 km dalej, na drugim końcu Pól Mokotowskich. I wtedy zaczęło się ponowne szukanie drogi do terenu pikniku. Po drodze spotkaliśmy około osiem psów razem z właścicielami, którzy również narzekali na tegoroczną organizację. Ari, chyba jako jedyna z naszej trójki, nie przejmowała się błądzeniem po Polach i cieszyła się chwilą spędzoną z nowymi przyjaciółmi - Borą, 8-letnią złotą suką labradora, oraz Walterem, ok. 3-letnim czekoladowym psem.

Tak błądząc znaleźliśmy się w końcu w barze Bolek, w którym spotkaliśmy około 20 uczestników, którzy nie znali drogi na piknik. Zyskaliśmy za to informację, że rozpoczęcie zostało przeniesione na godzinę 11:00 z powodu złych warunków atmosferycznych. 

Ari w pubie Bolek.
W końcu udało nam się znaleźć drogę do obszaru, na którym rozstawione były namioty. Jak się okazało - już o 10:15 byliśmy pod samym wejściem, a parking znajdował się 200 metrów dalej. Straciliśmy godzinę na poszukiwanie czegoś, co wcześniej mieliśmy pod nosem. Ari była bardzo rozkojarzona, ponieważ każdy jej "kuzyn" chciał ją bliżej poznać. Od razu pobiegliśmy się zarejestrować i wykupić pakiet startowy.

Pokaz psa ratownika.
Z powodu deszczu - jego zawartość poznałam dopiero o godzinie 12:30, kiedy to postanowiliśmy przejść się do samochodu wyschnąć, odpocząć i zostawić niepotrzebne rzeczy. Tajemniczy pakiet startowy okazał się być torbą materiałową na zakupy z logo akcji "Pomóżmy razem" wypełniony różnymi prezentami: spisem atrakcji dostępnych na terenie pikniku, 3 próbkami karmy Royal Canin (puppy, adult, sterilised adult), woreczkiem na "Psie Sprawy", dwoma kartonikami-puzzlami (które miały być układane pod koniec imprezy), numerem startowym (w moim przypadku był to 998), metalową przypinką z logo akcji oraz białą chustką na szyję dla psa.

Scena.
Zaraz po odpoczynku wróciliśmy na miejsce,gdzie właśnie otwarto tor agillity dla wszystkich. Ari stała się prawdziwą gwiazdą, bez wysiłku pokonując przeszkody - choć nigdy wcześniej tego nie trenowała. Spokojnie pokonała kładkę, tunel był dla niej bułką z masłem, slalom prostą zabawką, płotki do skoków zwykłą rzeczą... I wtedy Ari pobiła samą siebie - spokojnie i bez skrępowania weszła na najwyższą przeszkodę tego toru - palisadę. Wtedy dostała brawa, ponieważ żaden pies do tej pory na to się nie odważył.

Ari na palisadzie.
Start.
Po agillity ruszyliśmy na sesję fotograficzną, podczas której Arcia pozowała wraz ze mną. Po kilku zdjęciach sunia pociągnęła nas w stronę pokazu psów ratowników. Czekoladowy labrador ratował człowieka za pomocą "dummy". Ponieważ naszej suni widok zasłaniał wysoki basen, mój tata podniósł ją lekko, by ta mogła oprzeć łapki o barierkę i podziwiać popisy swojego psiego "kuzyna".

Ja i Ari.
I tak wybiła godzina 13:30. Za kilka minut miała się rozpocząć Parada. Wszystkie psy ruszyły za Marcinem Prokopem wcześniej wyznaczoną trasą. Tłum fotoreporterów i ludzi z zaciekawieniem przyglądających się psiakom dodawał wyjątkowość tej wspaniałej chwili. Arcia oczywiście przez cały czas ciągnęła mnie naprzód. W końcu pozwoliłam jej "wyrwać" do przodu. Sunia uspokoiła się pod koniec trasy, kiedy to szła zaraz obok Marcina Prokopa, informującego przez megafon o zakończeniu trasy. Była tak w niego wpatrzona, że zamiast iść przy mojej nodze, krok w krok szła z celebrytą.
Kiedy Marcin Prokop, Michał Piróg, Aleksandra Szwed i Krzysztof Ibisz wypowiadali się na scenie, ostatni uczestnicy byli dopiero na ul. Żwirki i Wigury. "Ogon" Parady doszedł na miejsce po godzinie 14.30, kiedy to ja, mój tata i Ari wyjechaliśmy do domu.
Parada Labradorów Velvet jest niesamowitym przeżyciem i serdecznie polecam każdemu, kto ma labradora (lub jest fanem tej wspaniałej rasy), wybrać się na nią za rok.

Related Posts

zdjęcia 7442995287528273462

3 komentarze

  1. Nareszcie znalazłam jakieś zdjęcia z Parady!!! Niby są na stronie Warszawy, ale skupiają się tylko na "gwiazdach" -.- Tu jest scena, pokaz, teren pikniku... Śliczny piesek! <3 Czekam na więcej notek ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie za komentarz :) Rzeczywiście - na większości portali są pokazane same gwiazdy, a psiaków brak :c Za to nam - jako pierwszym - nie tylko udało się zamieścić zdjęcia, ale i napisać relację :)

      Przypominam, że w niedzielę 9 września idę na wystawę i to wydarzenie również opiszę :)

      Usuń
  2. Wygląda niezwykle spektakularne :) Też właśnie szukałem zdjęć z takich eventów i bardzo mi się podoba, a psinka rewelacyjna :D

    OdpowiedzUsuń

emo-but-icon

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *